moje dziecko zmarło po porodzie

Zatruło się fenatylem. 19-miesięczne dziecko nie żyje. Zatruło się podczas wakacji. Podczas pobytu na Florydzie zmarła 19-miesięczna Enora Lavenir z Francji. Powodem był fentanyl. Sprawa już trafiła do sądu. Do zdarzenia doszło w sierpniu 2021 r. Dzwoń po karetkę. Legionelloza u dzieci to poważna choroba zakaźna, której symptomy niekiedy mogą być mylone z grypą i przeziębieniem. Wywoływana jest przez bakterie z rodzaju Legionella pneumophila i związana z zapuszczonymi instalacjami wodnymi oraz zagrzybiałymi wentylacyjnymi i klimatyzacyjnymi. Nie po to, żeby dawać przykład, ale by pokazać, jak indywidualnym i wieloaspektowym wydarzeniem jest czas porodu. Moje historie nieraz kwitowały westchnieniem ulgi i słowami: "Jak dobrze, że mi to powiedziałaś. Bo myślałam, że tylko ja jestem taka wyrodna, że po porodzie nic do dziecka nie czułam" – przyznaje. Oddział 2. Ojcostwo. Art. 62. Domniemanie ojcostwa męża matki. § 1. Jeżeli dziecko urodziło się w czasie trwania małżeństwa albo przed upływem trzystu dni od jego ustania lub unieważnienia, domniemywa się, że pochodzi ono od męża matki. Domniemania tego nie stosuje się, jeżeli dziecko urodziło się po upływie trzystu dni od - Stan, w jakim żyło moje dziecko, dramatycznie się pogorszył. Wystarczy porównać wyniki badań z 27 kwietnia i 4 maja - mówi. W poniedziałek po weekendzie serce Odyseusza jeszcze biło nonton film dilan 1990 full movie indoxxi. Jedna głupia decyzja rodzica, która kosztowała dziecko życie. Tak niewiele trzeba było, żeby ten dzidziuś żył, nauczył się chodzić, mówić, poszedł do szkoły, poznał przyjaciół... Rodzice uwierzyli internetowym szarlatanom, dali ponieść się rosnącej panice wzniecanej przez antyszczepionkowców i zwolenników medycyny alternatywnej (sic!), odmówili więc podania dziecku po porodzie zastrzyku z witaminą K. Ta decyzja zabiła ich syna. Podobnych historii jest, niestety, więcej. Ojciec-antyszczepionkowiec zabija dziecko? Ta sprawa jest tym bardziej wstrząsająca, że ojciec zmarłego dziecka jest jednym ze znanych działaczy węgierskiego ruchu antyszczepionkowego. Csaba L. i jego żona, Ada L., zostali oskarżeni o umyślne zabójstwo swojego dziecka, któremu nie pozwolili podać witaminy K po urodzeniu, a kiedy dziecko zachorowało, długo odmawiali udzielenia mu pomocy lekarskiej. Ich proces właśnie się rozpoczął. Pięć lat temu na świat przyszło 3 dziecko oskarżonej pary. 6 tygodni później chłopiec zmarł wskutek krwotoku do mózgu spowodowanego niedoborem witaminy K - tej samej, której rodzice nie pozwolili mu podać po porodzie (podobnie jak obowiązkowych szczepień!). Rodzice wierzą, że śmierć ich syna to efekt zmowy lekarzy, którzy chcieli sprzedać narządy ich dziecka. Zarówno matka, jak i ojciec, twierdzą, że są niewinni i że nawet nie wiedzieli, po co dziecku witamina K, bo nikt im o tym nie powiedział. Lekarz i położna obecni przy porodzie zaprzeczają. Co tam się wydarzyło? 1 stycznia 2013 roku półtoramiesięczne dziecko państwa L. obudziło się chore. Nie przestawało płakać, gwałtownie zwymiotowało. Rodzina, u której akurat przebywali rodzice L. z dziećmi, chciała dzwonić po pogotowie, ale mama dziecka stanowczo zabroniła wezwać lekarza, bo musiałby na to wyrazić zgodę jej mąż, którego akurat nie było w domu. Dziecko zwymiotowało 3 razy, za trzecim razem w zwróconej treści żołądka była krew. W tym momencie mama chłopca wezwała swojego męża. Nie lekarza, tylko męża, który przybył na miejsce 2,5 godziny później. Wieczorem w końcu wezwano pogotowie, ponieważ stan dziecka nie poprawiał się. Rodzice chłopca nie byli jednak zachwyceni decyzją medyków o zabraniu ich syna do szpitala. Były krzyki i wyzwiska, utrudnianie pracy. W końcu chłopca zabrało pogotowie. Chłopiec zmarł tydzień później z powodu krwotoku wywołanego niedoborem witaminy K. Kto od miecza wojuje...? Nawet taka tragedia nie sprawiła, że rodzice biednego malca spuścili z tonu. Winy szukają wszędzie, ale nie w fakcie, że nie podali dziecku wit. K. Oskarżają lekarzy o zabicie ich dziecka. Teorii mają kilka – a to, że chodziło o to, by nielegalnie pobrać i sprzedać narządy ich syna, a to, że dziecko na pewno uderzyło głową w nosze podczas transportu do szpitala. W wywiadzie dla VNTV Csaba L. stwierdził, że jego dziecko zostało porwane i brutalnie zabite. Dla narządów! Ojciec uważa, że inną potencjalną przyczyną śmierci jego syna, było zatrucie chemitrails (popularna teoria spiskowa dotycząca smug chemicznych pozostawianych na niebie przez samoloty). Niemowlę mogło również umrzeć, bo gospodarze goszczący jego rodzinę, podali zatrute jedzenie karmiącej piersią matce chłopca. Witamina K? Podaj, nie ryzykuj życiem dziecka! Niestety, coraz więcej rodziców daje się zwieść temu, co przeczyta w niesprawdzonych źródłach i odmawia podawania dzieciom szczepionek czy wit. K. Cała Polska żyła 5 miesięcy temu sprawą noworodka z Białogardu, a od kilku dni głośno jest o analogicznej sprawie z Warszawy. Rodzice są podatni na teorie spiskowe szerzone przez antyszczepionkowców i sceptyków medycyny konwencjonalnej, dlatego łatwo ich przekonać, że szczepionki to zło, podobnie jak zabieg Credego czy witamina K podana dziecku po porodzie. Niestety w ten sposób, zamiast chronić swoje dzieci, stawiają je w śmiertelnym niebezpieczeństwie, o czym niektórzy rodzice przekonali się już w najbardziej bolesny sposób. Apelujemy: nie dajcie się omamić, takich historii jak ta z Węgier, jest więcej. Oto jak koroner z australijskiego Brisbane opisuje śmierć innego dziecka, które także nie otrzymało wit. K po porodzie: "Miesiąc po porodzie, mama zauważyła, że jej dziecko dużo śpi i je mniej niż zwykle. Czasami zaczynało intensywnie płakać i nagle przestawało. Zasnęło wieczorem, ale po godzinie obudziło się, wymiotując. Wczesnym rankiem, kiedy mama chciała zmienić córce pieluszkę, zauważyła, że dziecko jest bezwładne. Wezwała pogotowie. Tomografia wykazała intensywne krwawienie do mózgu.(...) Nie było śladów pęknięć czaszki. Krwawienie dotknęło obu oczu, źrenice dziecka nie reagowały na światło. (..) Badanie INR (znormalizowany czas protrombinowy) wykazało bardzo niską krzepliwość krwi. Stan dziecka nie poprawił się w ciągu nocy. Rano, po rozmowie z rodzicami, podjęto decyzję o odłączenie dziewczynki od aparatury utrzymującej ją przy życiu. Dziecko zmarło". Ta dziewczynka zmarła, cierpiąc okrutnie, tylko dlatego, że jej rodzice odmówili jej jednego zastrzyku. Dlaczego to zrobili? Bo przeczytali na jakimś blogu, na jakimś forum, w jakiejś grupie na facebooku, że tak będzie lepiej dla ich dziecka. I uwierzyli. Bo czasami łatwiej uwierzyć obcym ludziom w sieci niż lekarzowi. To powinno dać do myślenia środowisku lekarskiemu – może pora zmienić podejście do pacjentów? Przede wszystkim informować, edukować, nie ganić, nie pogardzać, nie wyśmiewać. Po co noworodkowi witamina K? Dzieci rodzą się z niewielką ilością witaminy K w organizmie, stąd potrzeba jej suplementacji, by zapobiec chorobie krwotocznej. Szacuje się, że choroba krwotoczna, w tym poważne krwawienia do mózgu, występuje u 1 na 60 do 1 na 250 noworodków. Karmione piersią niemowlęta, które nie otrzymały zastrzyku z wit. K, są 81 razy bardziej zagrożone wystąpieniem choroby krwotocznej w późniejszym okresie życia (od 2 tygodnia do 6 miesiąca życia) – w tym przypadku u 30-60 proc. dzieci występuje krwawienie do mózgu. Zdarza się to jednak tylko u dzieci karmionych wyłącznie piersią, które nie otrzymały witaminy K po porodzie. W Polsce, według nowych zaleceń, każdy zdrowy noworodek powinien otrzymać 1 mg witaminy K w postaci domięśniowego zastrzyku w ciągu pierwszych 5 godzin po przyjściu na świat. Zdaniem specjalistów to najbardziej skuteczna forma zapewnienia dziecku odpowiedniej porcji tego preparatu, nie ma potrzeby późniejszego podawania dziecku witaminy K w kroplach. źródło: Zobacz też: Dlaczego zmieniły się zasady podawania wit. K? [WIDEO] Odmawiając szczepień, podania witaminy K i wszelkich działań medycznych, narażasz życie dziecka Szczepienia 2017: 12 faktów, które wzburzyły rodziców Przyjście dziecka na świat jest najpiękniejszym momentem dla każdego rodzica, dlatego warto, aby wspomnienia tej chwili były utrwalone dzięki dobrej i miłej opiece na oddziale położniczo-noworodkowym. Zobacz film: "Jak uniknąć komplikacji okołoporodowych?" Okres po porodzie nazywany jest połogiem i trwa ok. 6-8 tygodni. Dzielony jest na 3 fazy: poporodową, wczesną i późną. Pierwszą fazę, która trwa 24 godziny od rozwiązania, kobiety spędzają w szpitalu pod opieką ginekologów-położników. Jest to czas specjalistycznego nadzoru medycznego, bowiem po porodzie mogą wystąpić powikłania. Kolejna faza trwa do tygodnia od porodu. Następna i zarazem ostatnia trwa do 6 lub 8 tygodnia i charakteryzuje się zmianami w organizmie kobiety. Należy jednak pamiętać, że ilość dni spędzonych w szpitalu uzależniona jest od metody porodu. Kobiety po porodzie fizjologicznym przebywają na oddziale położniczo-noworodkowym zazwyczaj 2 doby, zaś po cięciu cesarskim do 5 dni. Niestety w momencie zaistnienia powikłań poporodowych pobyt w szpitalu może się przedłużyć. Inną przyczyną, dla której pacjentki nie zostaną wypisane planowo do domu jest na przykład przedłużająca się żółtaczka noworodków, podwyższona temperatura ciała lub choroba dziecka. Należy jednak pamiętać, że nie wszystkie szpitale przedłużają hospitalizację mamy, ze względu na dziecko. Niektóre placówki pomimo wszystko wypisują kobietę do domu. Istnieje jednak możliwość pozostania na oddziale na prośbę pacjentki. Taka sytuacja wiąże się często z ponoszeniem opłaty za każdy dzień pobytu w szpitalu. 1. Pierwsze doby razem z dzieckiem Po porodzie pacjentka pozostaje przez około godzinę na sali porodowej w celu obserwacji położniczej, a następnie przewożona jest na oddział położniczo-noworodkowy. W obecnych czasach w szpitalach ginekologiczno-położniczych stosowany jest system rooming-in, co oznacza, że mama pozostaje na sali z dzieckiem przez cały okres pobytu w szpitalu. System ten wzmacnia więź emocjonalną pomiędzy matką a dzieckiem od pierwszych chwil jego życia. Nie oznacza to jednak, że mama nie może liczyć na fachową pomoc personelu. W sytuacjach, gdy kobieta nie radzi sobie z pielęgnacją noworodka lub karmieniem piersią, zawsze może prosić o pomoc położną. Ponadto, gdy położnica potrzebuje bliskości i wsparcia męża, może to wykorzystać dzięki odwiedzinom. Należy jednak wcześniej zorientować się, w jakich godzinach są one możliwe. Szpitale mają swoje zasady, których należy przestrzegać. Ponadto nieuzasadnione odwiedziny o późnej porze mogą tylko przeszkadzać, zwłaszcza dziecku. Odwiedziny osób bliskich powinny być ograniczone do minimum, ponieważ czas pobytu w szpitalu jest okresem intymnym i zarezerwowanym na regenerację sił przez matkę i dziecko. Spragnieni odwiedzin bliscy i znajomi mogą zobaczyć całą rodzinę po ich wyjściu ze szpitala. Istnieją sytuacje, w których odwiedziny matki i dziecka bezpośrednio po porodzie są niemożliwe. Przykładem jest cięcie cesarskie. Kobieta wraz z dzieckiem pozostaje na oddziale pooperacyjnym, gdzie wizyty są zakazane. Po kilku godzinach spędzonych na sali pooperacyjnej pacjentka trafia na salę oddziału położniczo-noworodkowego. W szpitalach istnieją sale poporodowe o różnym standardzie, dlatego gdy matce zależy na intymności i możliwości długich wizyt męża oraz innych bliskich, warto, aby pomyślała o sali komercyjnej. Mają one podwyższony standard, udogodnienia dla mamy i dziecka, jak również umożliwiają korzystanie z prywatnej łazienki. Niektóre szpitale nie pobierają opłaty za takie usługi, jednak w większości prywatne sale są standardem komercyjnym, za który należy ponieść koszty. W każdym szpitalu ustalane są inaczej, dlatego dobrze uzyskać takie informacje. Warto również zaznaczyć, iż chęć pobytu w prywatnej sali poporodowej należy zgłosić wcześniej, bowiem w tym samym czasie może rodzić kilka pacjentek, które również będą pragnęły leżeć w salach komercyjnych. Najlepiej poinformować o swoich planach na sali porodowej lub jeszcze na izbie przyjęć w trakcie przyjęcia do szpitala. Gdy nie będzie możliwości pobytu w sali pojedynczej lub podwójnej o podwyższonym standardzie, każda kobieta trafia na salę ogólną. Ilość pacjentek na takiej sali uzależniona jest od szpitala. W niektórych jest 3,4, w innych może być nawet 5 lub 6 osób. Warunki również mogą być odmienne w każdym szpitalu. Warto jednak sprawdzić, jakimi łóżkami dysponuje szpital oraz czy przy każdym z nich jest szafka dla pacjentki, czy jest kącik do pielęgnacji noworodka, umywalka z bieżącą wodą, czy łazienka jest przyporządkowana do pacjentek z konkretnej sali i najważniejsze, czy jest możliwość wezwania pomocy poprzez pilota. Inne rzeczy, na które warto zwrócić uwagę, to wyprawka do szpitala. Każda mama powinna przygotować ją przed porodem, najlepiej w okolicach trzydziestego szóstego tygodnia ciąży. Dobrze, gdy szpital przekaże kobiecie, czego może oczekiwać, a co powinna przywieźć we własnym zakresie. Niestety nie jest to standardem. Większość informacji pacjentka uzyskuje już po porodzie, gdy nie ma możliwości lub siły myśleć o zakupach. Do najpotrzebniejszych rzeczy, które powinny znaleźć się w wyprawcenależą: Jedna lub dwie paczki pieluch w kształcie podpasek; Kilka par majtek jednorazowych lub siateczkowych; 2 koszule nocne do karmienia piersią; Szlafrok; Kapcie lub klapki pod prysznic; 3 luźne biustonosze do karmienia piersią; Przybory toaletowe, ręczniki; Maść na obolałe brodawki; Papier toaletowy; Kubek, ewentualnie własne sztućce; Książka lub czasopisma do czytania, gdy dziecko śpi; Pieniądze na nieprzewidziane wydatki; Telefon i ładowarka; Paczka pieluszek jednorazowych lub kilkanaście tetrowych; Chusteczki jednorazowe do pupy, krem do pupy, np. Sudocrem, Kilka cienkich bawełnianych kaftaników lub body rozpinanych z przodu na całej długości, ewentualnie kilka śpioszków lub pajacyków; 2-3 bawełniane czapeczki z luźnymi szwami oraz kilka par skarpet na rączki; Rożek lub kocyk; Ręcznik oraz łagodne kosmetyki do pielęgnacji ciała noworodka. 2. Bezpieczeństwo i opieka w szpitalu Pobyt w szpitalu na oddziale położniczo-noworodkowym jest okresem, który należy maksymalnie wykorzystać na regenerację sił po porodzie, jak również na naukę najważniejszych kwestii związanych z pielęgnacją dziecka i karmieniem piersią. Dlatego istotne jest, aby opieka poporodowa była jak najlepsza. Każda mama powinna sprawdzić, czy na oddziale istnieje możliwość rozmowy z konsultantem laktacyjnym, fizjoterapeutą, psychologiem, neonatologiem, ginekologiem i położnymi oraz możliwość prywatnej opieki położniczej. Dla każdej mamy brak zainteresowania oraz poczucia empatii w takiej chwili jest najgorszą pamiątką po pobycie w szpitalu. Innymi przykrymi doznaniami mogą okazać się również kradzieże na oddziale. Nie często, ale lepiej się zabezpieczać. Dlatego ważne, aby nie zabierać ze sobą żadnych cennych rzeczy. Najlepiej nie nosić biżuterii, a pieniądze, telefon i inne drogocenne przedmioty trzeba dobrze pilnować. mgr Emilia Szalińska-Wyrzykowska Przeczytaj inne porady położnej: Jak przygotować się do pobytu na porodówce? Przygotuj się do porodu! Poznaj warunki na sali porodowej! Dowiedz się, na jaką opiekę może liczyć kobieta rodząca Przeczytaj więcej o wyborze idealnej porodówki: Jak wybrać najlepszą porodówkę? Na co zwrócić uwagę, wybierając szpital do porodu? Sposoby na szybki poród Dowiedz sę, jaka powinna być opieka nad dzieckiem po porodzie? Sprawdź, co cię czeka po porodzie! polecamy fot. Adobe Stock Zakończyłam wyjątkowo ciężką rozmowę z klientem i poprosiłam swoją asystentkę, żeby zrobiła mi filiżankę herbaty. Miałam kwadrans wolnego czasu przed kolejnym spotkaniem. Tym razem z młodym i obiecującym prawnikiem, którego poleciła mi przyjaciółka wykładająca na uniwersytecie. – Zauważyłam go już na pierwszym roku, a teraz, po jego magisterium, jestem pewna, że to prawdziwy nieoszlifowany diament – powiedziała mi. – Moim zdaniem stanie się ozdobą twojej kolekcji. Kolekcji… Tak, to prawda, przykładałam wyjątkową wagę do tego, jakie osoby zatrudniam w rodzinnej kancelarii. Czyż nie było to moim obowiązkiem wobec ojca i dziadka? To oni byli prawnikami i założycielami, a ja tylko kontynuowałam ich dzieło. Dzieło, które najwyraźniej miało umrzeć wraz ze mną! Dziadek jeszcze dwa lata temu, leżąc na łożu śmierci, wierzył, że dam mu prawnuka, dziedzica nazwiska Głódkowski i spadkobiercę prawniczej schedy. A mój ojciec nie pozbył się tej nadziei do dziś. Wolne żarty! Miałam 42 lata i nie zamierzałam wychodzić za mąż, a już na pewno zachodzić w ciążę. Myśl o dziecku zawsze sprawiała, że robiło mi się niedobrze… – Pani mecenas, przyszedł już pan Rafał Janicki – zaanonsowała mi sekretarka, odrywając od niewesołych myśli. – To świetnie! Niech wejdzie! – przybrałam zawodowy uśmiech. Byłam ciekawa czy będzie jeszcze jednym z tych młodych wilków w eleganckim garniturze, który leży na nim tak, jakby się w nim urodził? Ale chłopak, który wszedł, nie pasował do żadnego z moich wyobrażeń… Był wysoki i postawny, samą swoją prezencją wymuszał szacunek. Inteligentne oczy patrzyły zza szkieł dobrze dobranych okularów, które dodawały mu lat i chyba o to właśnie chodziło. Zauważyłam także, że mankiety koszuli ma spięte dyskretnie eleganckimi spinkami. Nie sądziłam, że ktoś tak młody może zrezygnować z wygodnych guzików na rzecz czegoś takiego. Malwina miała rację, on jest fenomenalny! – pomyślałam. Utwierdziła mnie w tym rozmowa z Rafałem. Był błyskotliwy, ale nie nachalnie. W jego głosie czuło się respekt, lecz wiedziałam także doskonale, że gdyby przyszło mu bronić swoich racji, to zaatakowałby bez pardonu, wytaczając przeciwko mnie cały dostępny sobie arsenał. „Wróżę mu wielką karierę! – pomyślałam, gdy wyszedł. – To doskonały nabytek dla naszej kancelarii”. Następne miesiące pracy z Rafałem tylko mnie utwierdziły w tym przekonaniu. Zadbałam o to, aby pomagał mi we wszystkich najtrudniejszych sprawach, zdobywając w ten sposób niezbędne doświadczenie. Moja sympatia do tego chłopaka rzucała się w oczy i wiedziałam o tym, że pracownicy zaczynają szeptać o pupilku. Wysunięto nawet przypuszczenia, że został moim kochankiem. „To mi pochlebia… – pomyślałam, spoglądając pewnego ranka w lustro. – No cóż, sądząc po jego metryce jest ode mnie młodszy tylko o siedemnaście lat”. Siedemnaście… Ta cyfra mimowolnie przywołała wspomnienia, które natychmiast od siebie odegnałam. Wiele lat temu postanowiłam, że albo przestanę myśleć o tamtej sprawie, albo zwariuję. Wybrałam to pierwsze, lecz najwyraźniej gdzieś w zakamarkach mojej duszy gotował się tamten jad, bo przecież nie byłam w stanie zbudować związku z żadnym mężczyzną. I romans z Rafałem także nie wchodził w grę! Pociągał mnie, to prawda, ale… w jakiś szczególny i niezrozumiały dla mnie sposób. Na pewno nie jako kochanek. Zresztą byłam akurat pewna, że Rafał nigdy by nie przystał na taki rodzaj zażyłości. Był zbyt dumny i ambitny, aby robić karierę przez łóżko szefowej. Wiedziałam, że pochodził z dobrej rodziny zamożnych aptekarzy i spędził szczęśliwe dzieciństwo w małym miasteczku. Kiedyś mi powiedział, że podoba mu się w mojej kancelarii właśnie to, że jest rodzinna. – Dobrze się czuję w tej atmosferze, apteka moich rodziców też jest rodzinnym biznesem – powiedział. – I ty nie poszedłeś na farmację? – zdumiałam się. – Dla mnie było jasne, odkąd skończyłam pięć lat, że sąd będzie moim drugim domem! – wykrzyknęłam. Uśmiechnął się. – Widocznie nie mam w sobie aptekarskich genów. Zresztą nic w tym dziwnego, skoro jestem ich adoptowanym synem. Mają jeszcze rodzonego, Pawła i on na pewno przejmie interes. Aż się do tego pali! Zaskoczył mnie tym wyznaniem. – Wiesz, że zostałeś adoptowany? – zdziwiłam się. – Rodzice od początku nie ukrywali przede mną prawdy – powiedział. – Są naprawdę wspaniali, zawsze mnie kochali i nigdy nie czułem się obcy, nawet wtedy gdy po latach bezowocnych starań urodził im się jednak syn – powiedział. – To muszą być wspaniali ludzie, kiedyś chętnie ich poznam! – wyrwało mi się szczerze i zamilkłam speszona, bo zabrzmiało to chyba dziwnie. W końcu szefowe raczej nie umawiają się na wizyty do rodziny swoich podwładnych. Czyżbym więc już wtedy coś przeczuwała? Mijały kolejne miesiące, Rafał wyraźnie stał się moją prawą ręką i nawet mój ojciec to zauważył. – Już ci chyba do niczego nie jestem potrzebny, przestałaś się mnie radzić w wielu sprawach – powiedział. – Czy to ma jakiś związek z tym młodym człowiekiem? – Nie, to ma związek z tym, że jestem dorosła i doświadczona – zripostowałam. Nie mogę powiedzieć, żebym nie kochała swojego ojca. W jakiś sposób na pewno darzyłam go uczuciem, ale… Zupełnie inaczej, niż Rafał swoich rodziców. Miał dla nich tyle czułości, której zdecydowanie brakowało w moim związku z ojcem. I z matką także nie miałam podobnych relacji. Była zawsze jakby lekko wycofana, żyła w cieniu męża i przyjmowała jego styl zachowania. A tata mroził wszystkich swoim spokojem. Nie było chyba sytuacji, która by go wyprowadziła z równowagi, zawsze na chłodno rozważał wszystkie za i przeciw. No może poza tym jedynym przypadkiem sprzed ćwierć wieku… Wspomnienie tamtych dni znowu wróciło do mnie wzburzoną falą, której tym razem nie zdołałam powstrzymać. Tak, ja, córeczka tatusia i panienka z dobrego domu w wieku siedemnastu lat zaszłam w ciążę z jakimś przypadkowo poznanym chłopakiem. Wtedy wydawało mi się, oczywiście, że to jest wielka miłość na całe życie. Ubogi student, wakacyjne zauroczenie, pierwszy pocałunek… Zostaliśmy kochankami, ale kiedy mój wybranek zorientował się, że jestem w ciąży, zniknął. Po latach dowiedziałam się, że to mój ojciec mu zapłacił, aby ulotnił się na zawsze z mojego życia, ale wtedy to już nie miało dla mnie najmniejszego znaczenia. Moje dziecko nie przeżyło porodu… Kiedy przypomnę sobie jak bardzo walczyłam o to, aby je w ogóle urodzić, to jeszcze dzisiaj chce mi się płakać. Stanowczo sprzeciwiłam się aborcji i zapowiedziałam rodzicom, że jeśli zrobią cokolwiek, aby mnie do niej zmusić, stracą mnie na zawsze. Chyba się tego wystraszyli, jestem przecież jedynaczką. Wysłali mnie za to na kilka miesięcy do dalekiej rodziny w Londynie, pod pretekstem nauki języka. Chodziłam tam do szkoły i w moim liceum wszyscy uważali, że jestem prawdziwą szczęściarą. Wróciłam do Polski, żeby urodzić syna i to był chyba błąd. Teraz myślę, że w angielskim szpitalu miałby szansę przetrwania. W naszym kraju brakowało specjalistycznej aparatury… Zmarł po trzech dniach. Trzymałam go w ramionach tylko chwilę, mojego małego Adrianka, zanim nie zabrano go ode mnie i nie podłączono do tych wszystkich rurek. O jego śmierci poinformował mnie tata i stanowczo sprzeciwił się, abym zobaczyła jego ciałko. Byłam wycieńczona, na wpół przytomna… Podobno zapadłam na gorączkę popołogową. Nie miałam siły się z nim kłócić. Poprosiłam tylko, aby włożył do trumienki pewną rzecz. Talizman… – Zadbam o właściwy pogrzeb! – stwierdził mój ojciec. Po tak traumatycznym przeżyciu już nigdy nie zdecydowałam się na żaden związek z mężczyzną. Nie byłam w stanie także zajść w ciążę. Zdałam doskonale maturę i poszłam na prawo tak, jak życzyła sobie moja rodzina. Nie miało już dla mnie żadnego znaczenia, kim zostanę w przyszłości. Zanim skończyłam dwadzieścia lat, czułam się kompletnie wypalona… A teraz działo się ze mną coś dziwnego... Jakbym budziła się z jakiegoś długiego snu. Pewnego dnia wstałam rano i stwierdziłam, że… znowu mam ochotę zacząć malować! Kiedyś to uwielbiałam. Nawet myślałam poważnie o malowaniu, marzyłam, że zostanę wielką artystką. Po odejściu Adrianka nie sięgnęłam już po pędzel. Aż do teraz… Na zagruntowanym płótnie pojawił się bukiet kwiatów, jak ze snu. Z każdego pąka wychylały się twarzyczki dzieci – szczęśliwe, śpiące, zapłakane. Moje i nie moje zarazem, bo każda z nich była twarzą mojego syna, taką jaką zapamiętałam i taką jaką mogłam sobie tylko wyobrazić… Kiedy skończyłam, zabrałam obraz ze sobą do kancelarii. – Jest piękny! – powiedział Rafał z zachwytem. – Podoba ci się? To takie moje małe rozliczenie z przeszłością. Teraz chciałabym namalować przyszłość… – zamyśliłam się na chwilę, po czym zapytałam. – Chciałbyś mi pozować? – Nigdy tego nie robiłem… – wyraźnie się speszył. – To nie jest trudne, wystarczy tylko się nie ruszać – zapewniłam go. – Dobrze – zgodził się w końcu. Zaprosiłam go na sobotę do siebie. Kiedy przyszedł, posadziłam go na krześle blisko okna. – Tutaj jest doskonałe światło – powiedziałam ustawiając sztalugi. Zaczęłam szkic, ale ciągle coś mi nie pasowało. Zarys głowy był idealny, ale zarys postaci… – Ta koszula jest za sztywna! – zawyrokowałam w końcu, odkładając paletę z farbami. – Mam ją zdjąć? – w jego głosie wyczułam nutę zdziwienia. Mogłam powiedzieć, że tak i wtedy na kilka godzin miałabym tylko dla siebie jego piękne, młode ciało, ale to byłoby bez sensu… Nie zamierzałam go przecież speszyć czy uwieść. – Niezupełnie – odparłam. – Jeśli ci to nie przeszkadza, mam męską jedwabną piżamę w kolorze burgunda. Takie właśnie lubię, chłodne i nieco na mnie za duże. Może mógłbyś ją włożyć? Jestem pewna, że pięknie podkreśli smagłość twojej cery. Kiwnął głową, więc poszłam po piżamę. Kiedy ją miał założyć, wyszłam z pokoju, ale… nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zerknąć na jego piękny tors odbijający się w wiszącym na ścianie lustrze i wtedy… Zobaczyłam na jego szyi ten złoty łańcuszek! Ten złoty łańcuszek! Nawet przez sekundę nie miałam wątpliwości, co widzę. Może i na świecie są miliardy złotych łańcuszków, ale ten był jedyny w swoim rodzaju. Jedyny i niepowtarzalny… Aż się zatoczyłam, jakby pchnięta przez nadnaturalną siłę. Nie byłam w stanie wrócić do pokoju, chociaż wiedziałam, że muszę. W końcu Rafał zawołał, że już jest ubrany… I musiałam tam wejść. – Pięknie! – powiedziałam z udawanym zachwytem przez ściśnięte gardło. – Ale… światło się zmieniło i chyba nie dam już rady malować – dodałam szybko. Popatrzył na mnie z ogromnym zdumieniem, a ja marzyłam tylko o jednym – aby w końcu wyszedł. Chciałam zostać sama… Kiedy zamknęły się za nim drzwi mogłam przestać panować nad swoją twarzą, którą teraz wykrzywił ból nie do opisania, a z moich ust wydobył się nieludzki skowyt. Musiałam wiedzieć! Musiałam o wszystko zapytać ojca! Nie byłam w stanie prowadzić samochodu, więc wezwałam taksówkę. Kiedy stanęłam w drzwiach u rodziców, musiałam wyglądać strasznie, bo ojciec po raz pierwszy w życiu aż się przede mną cofnął. Wkroczyłam do jego gabinetu, a kiedy poszedł tam za mną, zatrzasnęłam drzwi i zapytałam. – On żyje, prawda? – Kto? – spojrzał na mnie zdziwiony. – Mój syn. On wcale nie umarł! – krzyczałam jak opętana. – Co ty mówisz, córeczko? Co to za bzdura! – plątał się. – Oczywiście, że Adrianek zmarł… – Przestań na chwilę i dobrze się zastanów nad tym, co powiesz, bo od tego zależy wszystko. Albo stracisz córkę, albo zyskasz wnuka! – uprzedziłam go zimno. Zamilkł i wpatrywał się we mnie nieruchomo. – Dwadzieścia pięć lat temu poprosiłam cię, abyś włożył do trumienki mojego synka talizman. Złoty łańcuszek, identyczny jak ten, który mam także i ja. Dobrze wiesz, że dostałam je oba od babci. Są niepowtarzalne i bardzo kosztowne… I teraz są dwa wyjścia. Albo trumienka mojego synka została zbezczeszczona i ktoś zabrał z niej łańcuszek, albo go nigdy tam nie włożyłeś, podobnie jak nie ma w niej zwłok Adrianka. To drugie rozwiązanie zakłada, że mój syn żyje – podsumowałam. Długie milczenie ojca było dla mnie dostateczną odpowiedzią. – Dlaczego mi to zrobiłeś? – jęknęłam, patrząc na niego, jak na potwora. – A co? Miałem pozwolić, abyś przez jakiegoś bękarta zniszczyła sobie życie, zawaliła studia? – powiedział. – I co ci przyszło z tego, że ich nie zawaliłam i tak jak ty jestem wziętym prawnikiem? Czy ty nigdy nie zauważyłeś, że ja tak naprawdę umarłam wtedy, razem z moim Adriankiem? – zapytałam go. Spuścił głowę. – Nie zrobiłem mu krzywdy… Oddałem go do adopcji, podobno trafił do bardzo porządnej rodziny… – wyszeptał. – Podobno? To ty tego nie wiesz? Jak dzisiaj nazywa się mój syn? – zapytałam. – Nie wiem, bo nie chciałem tego wiedzieć. To było dla mnie… zbyt bolesne. Wszystkim zajął się dziadek, on spreparował odpowiednie dokumenty do adopcji, w myśl których rodzicami dziecka byliśmy my z twoją mamą. I on tylko wiedział, jak nazywają się jego przybrani rodzice. Przed śmiercią zniszczył dokumenty i zabrał tę tajemnicę ze sobą do grobu – usłyszałam. – Żyłam między potworami… – pokręciłam z niedowierzaniem głową. – Powiedziałeś, że wyrzeczenie się wnuka było dla ciebie zbyt bolesne, tak? To może teraz ucieszy cię fakt, że mój syn się znalazł. – Co? Jak? To niemożliwe? – na jego twarzy odmalował się prawdziwy szok. – A jednak… Pewnie gdyby w jakiś sposób przejął geny swoich przybranych rodziców, nigdy bym go nie spotkała, bo tkwiłby za ladą apteki w białym fartuchu. Ale na szczęście prawnicze geny Głódkowskich przeważyły! Mój syn, kontynuując naszą rodzinną tradycję, został prawnikiem. Dodam, że bardzo dobrym. Masz więc szansę poznać swojego wnuka i dziedzica kancelarii. – Oszalałaś? Ktoś poznał twoją historię i teraz ci wmawia, że jest twoim dzieckiem, tak? – popukał się po głowie ojciec. – Nie… Ten mężczyzna nie wie o tym, że jest moim dzieckiem, ale świadczy o tym łańcuszek, który nosi! – wypaliłam. – Chcesz oprzeć swoje rozumowanie na kawałku złota? To są tylko… poszlaki! – Opieram się na tym, co mówi moje serce! – stwierdziłam cicho. – Tato, masz tydzień, aby sprawdzić, czy Rafał Janicki jest naprawdę moim synem. Jeśli tego nie zrobisz, odejdę z kancelarii, zmienię nazwisko i już nigdy mnie nie zobaczysz – zagroziłam. Kiedy wychodziłam, ojciec miał zaciętą minę, ale wiedziałam, że się przejął, bo jakby zmalał, przygiął się do ziemi. Odpowiedź na swoje pytanie otrzymałam w trzy dni. – Tak, to twój syn… I mój wnuk – przyznał. Kiedy powiedziałam Rafałowi, że w chwili urodzenia nazywał się Adrian Głódkowski, nie krył zdziwienia. Oboje odetchnęliśmy, znajdując wreszcie wytłumaczenie dla dziwnej więzi, która nas połączyła od pierwszego wejrzenia. Bardzo chciałam, aby syn nosił moje nazwisko i by w jego metryce w rubryce: matka, pojawiło się moje imię, ale się na to nie zgodził. – Wychowała mnie Barbara Janicka, najlepiej jak umiała. Kocham ją. Nie wymażę jej ze swojego życia, bez względu na wszystko – powiedział. Zgodził się jednak dopisać nazwisko Głódkowski do swojego. Uszanowałam jego decyzję i cały czas nie mogę wyjść ze zdziwienia, jak bardzo jednak los był dla mnie łaskawy. Oddał mi syna – dorosłego, mądrego, wspaniałego człowieka. A mój ojciec dostał wnuka, mimo że sobie na niego kompletnie nie zasłużył. Mam tylko nadzieję, że teraz ze wszystkich sił postara się nadrobić te 25 lat rozłąki i wynagrodzi Rafałowi wszystko to, co odebrał kiedyś Adrianowi. Więcej prawdziwych historii:„Wpadliśmy po 3 miesiącach znajomości. Myślałam, że jakoś to będzie, ale on… powiedział, że nie jest gotowy i odszedł”„Miał być tym jedynym, ale w moje urodziny zniknął i nawet mnie o tym nie poinformował. Miał dziecko z inną…”„Moja wnuczka się zakochała, ale rodzice chcą dla niej bogatego męża. Tym przedpotopowym myśleniem zniszczą jej życie…” Jak informuje portal w szpitalu przy łódzkim szpitalu zmarł noworodek. Dziecko, które urodziło się w 40. tygodniu ciąży w szpitalu w Kielcach ze względu na zły stan zdrowia zostało przewiezione do Łodzi. Sprawę bada prokuratura. Do porodu doszło w połowie września 2013 roku w Świętokrzyskim Centrum Matki i Noworodka przy ul. Prostej w Kielcach. Noworodek najpierw miał przyjść na świat siłami natury, ale lekarze w końcu zdecydowali się na cesarskie cięcie. - Dziecko urodziło się żywe, ale ze względu na bardzo zły stan zdrowia uznaliśmy, że lepiej będzie je przetransportować do Łodzi - informuje Rafał Szpak, dyrektor szpitala. Noworodek trafił więc do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, gdzie niedługo potem zmarł. Rodzice poinformowali o sprawie prokuraturę oraz Ministerstwo Zdrowia, sądząc iż personel medyczny mógł przyczynić się do przedwczesnej śmierci. Opinie biegłych oraz wyniki kontroli wojewody powinny być znane jeszcze w 2014 roku. W meksykańskim mieście Zamora lekarka mało nie wykrwawiła się na śmierć podczas tortur, po tym, jak dziecko jej pacjentki zmarło po porodzie informuje Rodzina pacjentki doszła do wniosku, że winę za śmierć dziecka ponosi ginekolog. Uwięzili więc lekarkę, obcięli jej dwa palce, chcieli jej wyciąć także jajniki i macicę. Wcześniej podali jej leki zwiotczające mięśnie. Kobietę uratowali sąsiedzi napastników, którzy usłyszeli krzyki torturowanej ofiary.

moje dziecko zmarło po porodzie